Save Rycha - ratujemy kotkę Rysię
Save Rycha - ratujemy kotkę Rysię
Our users created 1 231 525 fundraisers and raised 1 364 214 406 zł
What will you fundraise for today?
Updates8
-
For English, scroll down
Cześć,
Dzisiaj mija miesiąc od kiedy Rychy z nami nie ma, jest to dobry moment żeby zamknąć ten rozdział i rozliczyć się z Wami jak zostały lub zostaną wykorzystane środki zebrane na jej leczenie.
Na początek zamieszczam rozliczenia zrzutek:
Zrzutka.pl 4217,30 zł
Wpłaty PayPal (przed aktywacją zbiórki) 2458,76 zł
Zbiórka PayPal 3348,75
Razem zebraliśmy: 10024,81 zł
Koszty leczenia Ryśki wyniosły: 2788,71 zł
Opłaty PayPal: 176,89 zł
Wsparcie serwisu Zrzutka: 50,00 zł
Pozostała kwota: 7009,21 zł
Wszystkie dokumenty (paragony, opisy wizyt, wyciąg PayPal) znajdują się na dysku Google do Waszego wglądu, w odpowiednich folderach.
https://drive.google.com/drive/u/0/folders/1UUJlffDLBCmelMnRLnUVVxP7v7xc5siA
Po śmierci Rychy zbierałem Wasze propozycje dot. wykorzystania pozostałej kwoty. Oto one:
1. Wsparcie lokalnej organizacji zajmującej się kotami – o czym sam też myślałem;
2. Wsparcie organizacji zajmującej się również ratowaniem i wspieraniem zwierząt z Ukrainy;
3. Wsparcie fundacji Kociniec Koci Sierociniec z Torunia;
4. Zachowanie części pieniędzy i przeznaczenie ich na leczenie pozostałych kotów pod naszą opieką, jeśli zajdzie taka potrzeba.
Wszystkie osoby które wysłały mi propozycje i wyraziły na to zgodę zostały 'podlinkowane' pod postem na IG o tej samej treści; dla pełnej przejrzystości załączam link: https://www.instagram.com/p/Com8l_1thdX/?utm_source=ig_web_copy_link
1. Wybrałem jedną z mniejszych fundacji zajmujących się kotami w Łodzi – Fundację Kotylion – osoba która w pierwszym momencie skierowała nas do zaprzyjaźnionego weterynarza na pierwsze badanie i doraźne leczenie Ryśki współpracuje z fundacją; o samej Fundacji polecam przeczytać tutaj:
https://www.facebook.com/kotylion.viva
Poza leczeniem i ratowaniem zgubionych, niechcianych i zdziczałych kotów, Fundacja prowadzi także tzw. Kociarnię – miejsce gdzie ich podopieczni czekając na adopcję żyją w godnych warunkach, o czym więcej można przeczytać tutaj:
https://pomagam.pl/kociarnia-czynsz_2023
Jak już pewnie widzicie w linku, aktualnie dziewczyny zbierają na pokrycie utrzymania kociarni. Ponadto Kotylion prowadzi także inne zbiórki, w tym na leczenie swoich podopiecznych. Oto jedna z nich:
https://pomagam.pl/esterka_kot?utm_source=email&utm_medium=payment_usr
2. Poszperałem w sieci i wybrałem Fundacja Międzynarodowy Ruch Na Rzecz Zwierząt Viva! - jest to chyba najbardziej znana na polskim podwórku organizacja, która robi bardzo dużo dobrego dla dużych i małych zwierzaków. W zeszłym roku organizowali oni transporty zwierząt z Ukrainy; w części przypadków zwierzęta nadal potrzebują wsparcia w utrzymaniu ich na terenie Polski. O Vivie! można poczytać poniżej:
https://pomagam.viva.org.pl/
https://www.facebook.com/fundacjaviva/about
3. Jedna z Was podrzuciła mi fundację Kociniec Koci Sierociniec – profil działalności Fundacji jest zbliżony do tego czym zajmuje się Fundacja Kotylion:
https://www.facebook.com/Kocisierociniec
Aktualnie zbierają pieniądze na leczenie dwóch swoich rezydentów:
4. Długo myślałem nad tym punktem – ostatnia rzecz która jest mi teraz potrzebna to oskarżenie o defraudację pieniędzy ze zrzutki…ale ostatecznie zdecydowałem się zatrzymać część pieniędzy z przeznaczeniem ich na pozostałe koty, Jean-Paula i Sznycla. Sytuacja z Rychą pokazała mi ile potrafi kosztować leczenie kota, a tak przynajmniej część pieniędzy będzie przygotowana zabezpieczona na wypadek takiej sytuacji.
I teraz – jak podzieliłem środki:
Każda ze wspomnianych fundacji/organizacji otrzymała 1836 zł, na ew. leczenie pozostałych kotów zachowałem 1501,21 zł.
1. Fundacja Kotylion – wsparcie zbiórki na czynsz Kociarni (1436 zł) oraz 400 zł na leczenie Esterki, które dobiło cel zbiórki do 100%;
2. Fundacja Viva! – Przelew w wysokości 1836 zł z dopiskiem ‘Wsparcie dla zwierząt z Ukrainy’;
3. Fundacja Kociniec – wpłata na leczenie rezydentek (780 zł) która dobiła cel zbiórki do 100%; pozostałe 1056 zł wpłacone na konto Fundacji z dopiskiem ‘Dla kotów’;
Na dysku Google (folder accounting/rozliczenie) znajdziecie także potwierdzenia przelewów (część płatności jako zwykły przelew, część poprzez oprogramowanie płatnicze przypisane do serwisu zrzutkowego) wraz ze zrzutami ekranu z oznaczoną wpłatą (wpłatę można też zobaczyć pod adresem odpowiedniej zrzutki w polu ‘Wpłaty”).
W razie gdyby coś było niejasne, proszę śmiało kontaktować się ze mną pod adresem [email protected].
Jeszcze raz chciałbym podziękować za Wasze wsparcie w każdej formie, otrzymałem bardzo dużo słów otuchy, które na pewno pomogły mi przez to przejść.
Szymon
Hi,
The month has passed since Rycha has passed away, and I feel this is the right moment to close this chapter and account for all the expenses and how the remaining treatment funds were used or will be used in the future.
Let’s start with the accounting:
Fundraiser Zrzutka.pl 4217,30 zł
Direct PayPal transfers (before fundraiser’s activation) 2458,76 zł
PayPal Fundraiser 3348,75
Funds total: 10024,81 zł
Ryśka’s treatment costs: 2788,71 zł
PayPal fees: 176,89 zł
Zrzutka.pl service donation: 50,00 zł
Remaining funds: 7009,21 zł
All documents (receipst, visits descriptions, PayPal excerpt) can be found at Google Drive for your inspection, in respective folders.
https://drive.google.com/drive/u/0/folders/1UUJlffDLBCmelMnRLnUVVxP7v7xc5siA
After Rycha’s passing I’ve gathered your proposals regarding how the remaining funds should be used. Those were:
1. Donation for a local organisation/foundation taking care of cats in need – one I’ve been thinking about myself;
2. Donation for an organisation/foundation saving and supporting animals and pets from Ukraine;
3. Donation for Kociniec Koci Sierociniec foundation from Torun (my hometown);
4. Saving some of the funds for any future treatment of my other cats, if such needs arise.
All of You who sent out their proposals and agreed on sharing this were 'linked' under the post on IG (same content as here); I'm pasting the link for the sake of transparency: https://www.instagram.com/p/Com8l_1thdX/?utm_source=ig_web_copy_link
1. I’ve chosen one of the smaller cat foundations in Lodz – Kotylion Foundation – lovely person who directed us to her befriended veterinarian for her initial visit and treatment cooperates with the said foundation; more about Kotylion can be found here:
https://www.facebook.com/kotylion.viva
Beside treating and saving lost, unwanted and stray cats, Kotylion runs a place called ‘Kociarnia’ – basically a shelter where their pupils live in decent conditions waiting to be adopted; more information can be found here (although it’s in Polish):
https://pomagam.pl/kociarnia-czynsz_2023
Girls running the foundation are currently fundraising for electricity and other ‘living costs’ ‘Kociarnia’ generates. They also run other fundraisers, among which are those directed at gathering funds for treating their pupils, such as the one listed below:
https://pomagam.pl/esterka_kot?utm_source=email&utm_medium=payment_usr
2. I’ve spent some time searching through the Web and I’ve selected Fundacja Międzynarodowy Ruch Na Rzecz Zwierząt Viva! (‘International Movement for Animals Viva!’- my rough translation) – it’s one of the most well-known organizations in Poland, which does a lot in terms of animal welfare and fighting for animal rights. Last year they organized transportation of animals from Ukraine; in some cases these animals still need support in Poland. You can read more about Viva! here (again, mostly Polish):
https://pomagam.viva.org.pl/
https://www.facebook.com/fundacjaviva/about
3. One of You suggested a support on a foundation Kociniec Koci Sierociniec – their profile is similar to what Kotylion does, the difference is that Kociniec is located in Torun, my hometown:
https://www.facebook.com/Kocisierociniec
At the moment foundation gathers funds for treatment of their resident cats:
4. I’ve been thinking about this one a bit – last thing I need right now are accusations of embezzlement of the funds, and I want to keep things fully transparent – but in the end I decided to save some of the money in case any of our other cats (Jean-Paul & Sznycel) requires treatment. Rycha’s situation made me realize how expensive a cat’s treatment can be, and this allows me to have at least some funds secured in case of such situations in the future.
How I distributed the funds:
Every foundation mentioned above received 1 836,00 PLN; for any future treatment of my other cats I saved 1 501,21 PLN.
1. Kotylion Foundation– donation for ‘Kociarnia’ to cover their rent & bills (1 436 PLN) and further 400 PLN to cover treatment costs of one of their cats, Esterka, which completed the fundraiser;
2. Viva! Foundation – direct transfer (1 836,00 PLN) with description ‘Support for animals from Ukraine);
3. Kociniec Foundation – donation to cover the costs of the treatment of their two resident cats (780 PLN) which completed the fundraiser; remaining 1 056 PLN transferred directly with description ‘For cats’;
All transfer confirmation files (some were direct transfers, some were made through the respective fundraiser’s software) along with the print screens of the fundraisers with our donation marked (those can also be seen at respective fundraiser’s link under ‘Wplaty’ button) are available at the Google Drive folder named ‘accounting/rozliczenie’ for your inspection.
If anything is unclear, please feel free to write to me at [email protected].
I’d like to express my gratitude for your support once more; I’ve received many words of comfort and support, which definitely helped me through this hard time.
Simon
No comments yet, be first to comment!
Add updates and keep supporters informed about the progress of the campaign.
This will increase the credibility of your fundraiser and donor engagement.
Description
(Scroll down for English version)
Rycha potrzebuje Waszej pomocy - całe Święta walczyliśmy o życie naszej znajdy, wydaliśmy już ostanie oszczędności, a koszty są dużo większe niż jesteśmy w stanie udźwignąć. Czasu jest mało - 2, 3 dni, może tydzień na podjęcie działań. Na dniach musi przejść zabieg torakotomii (otwarcia klatki piersiowej) w celu zbadania przyczyny krwotoku wewnętrznego, który ją powoli zabija; z podejrzeniem krwawiących narostów wewnątrz jej ciała (mimo że kotka ma 2,5 roku, jest niebezpieczeństwo nowotworu). Na ten moment zbieramy przede wszystkim na zabieg, hospitalizację i dokładną diagnozę, która da nam szansę na uratowanie jej młodego życia.
Poniżej zamieszczam jej historię, opisuję chorobę, podjęte przez nas leczenie (wraz z rachunkami), prognozowane dalsze koszty, oraz to co może stać się dalej. (Przepraszam że niektóre zdjęcia są przekręcone, postaram się to w miarę możliwości naprawić, ale nie jest to priorytet)
(zdjęcie powyżej sprzed dwóch-trzech tygodni, kiedy jeszcze był śnieg)
Rycha i my
Mimo młodego wieku (na oko 2 lata i 6 miesięcy), Richarda (tak ma w dowodzie, najbardziej reaguje na 'Rycha' lub 'Rysia') to prawdziwy koci weteran. Rycha od początku życia miała pod górkę - przyszła do nas znikąd, 1,5 roku temu, bez ogona i tylnej lewej łapy, jako około roczny, wiejski kot. Odratowaliśmy ją i od tego czasu dbamy o nią, a ona odwdzięcza się nam okazjonalnym mruczeniem, porannym jojczeniem o jedzenie czy przypadkowym drapnięciem, jak to kot.
(od góry - Rycha aktywnie wspina się na każdą przeszkodę mimo braku łapy, nawet na drzewa; kolejne - Rycha chilluje razem z jej przybranym 'bratem', Jean-Paulem, też znajdą)
Jest najlepszym miziakiem, kolankowcem i łowcą myszy piwnicznych. Kotka jest po jednej ciąży (przyszła już 'w stanie'; kociaki znalazły domy) i ponad rok po sterylizacji.
Szczerze powiedziawszy, nie znam lepszego i dzielniejszego kota niż ona; przez ostatnie 1,5 roku z zadeklarowanego psiarza przerobiła mnie na kociego wyznawcę (chociaż psy dalej lubię), i nie wyobrażam sobie przyszłości bez niej, zwłaszcza że jest tak młoda, i do niedawna była w świetnej kondycji (jak na zdjęciu ze śniegiem).
Choroba
(powyżej - pierwsza wizyta u veta, dogrzewanie + podawanie tlenu)
Zanim zacznę - wszelkie wyniki badań i dokumenty od veta są dostępne w sekcji zdjęć/załączone jako pliki, jeśli jeszcze ich nie ma to pewnie je skanuję/wgrywam.
Dwa dni przed Wigilią (22 grudnia) Ryśka przestała jeść, i siedziała osowiała w starej psiej budzie, które służy jej za domek (buda jest oczywiście ocieplona). Po dziennej obserwacji i braku chęci na jedzenie nawet jej ulubionych kąsków, zabraliśmy ją na noc do domu i nazajutrz rano (23 grudnia) zawieźliśmy ją do poleconej nam przez zaprzyjaźnioną kocią mamę przychodni weterynaryjnej w Łodzi. Po wstępnej diagnozie (płyn w klatce piersiowej), tlenoterapii i dogrzaniu kota (mimo przebywania w pokoju kotka straciła dużo ciepła), załoga na miejscu załatwiła nam wizytę (a było ciężko przez duże obłożenie ze względu na Święta) w całodobowej klinice weterynaryjnej Vet-Med, na Bratysławskiej.
Mimo dużej kolejki, przyjęto nas poza kolejnością ze względu na stan Rysi. Lekarka stwierdziła niedokrwistość co potwierdziła morfologia, wykonała punkcję (ze względu na stres kotkę trzeba było 'wyłączyć' lekkim znieczuleniem), i ściągnięto Ryśce zalegający płyn; od pierwszej strzykawki okazało się że jest to krew...możecie sobie wyobrazić moje przerażenie. Ściągnięto 120ml, co poprawiło jej stan. Ryśka dostała leki przeciwkrwotoczne, sterydy i antybiotyk, została podłączona pod kroplówkę i została na obserwacji. Hipotezy były trzy:
-wypadek - mimo trzech łap i braku ogona kotka aktywnie wspina się i eksploruje, możliwe że nieszczęśliwie gdzieś upadła; nie miała jednak obrażeń zewnętrznych
-infekcja
-prawdopodobny nowotwór - obraz małego guza na wątrobie (sami wiecie co znaczą zmiany na wątrobie dla kota...)
(powyżej - Rycha wychodzi do domu późno wieczorem w Wigilię)
W Wigilię jej stan na tyle się poprawił (obudziła się, wstała na łapki, zaczęła rozglądać się zaciekawiona otoczeniem i przede wszystkim ZJADŁA!!!), że lekarz nie widział przeciwwskazań na kontynuację leczenia w domu (zwłaszcza że koszta też były już wtedy istotne - wyskrobywałem ostatnie oszczędności, a doba szpitalna kosztuje między 200 a 450 zł).
Przez Święta wydawało się że Rycha dochodzi do siebie - jadła, myła się, mimo niechętnie przyjmowanych leków była chętna na delikatne drapanko za uchem, rozglądała się też i sprawdzała jak uciec z domu do swojej budy - słowem wszystko szło dobrze, najgorsze wydawało się już za nami.
27 grudnia podjechaliśmy do naszego lokalnego weterynarza (do którego nie przyjechaliśmy za pierwszym razem ze względu na porę poza godzinami otwarcia) do kontroli - badanie usg i morfologia. Mimo poprawionego wyniku względem krwinek czerwonych, zaniepokoiła nas wysoka ilość białych krwinek - doktor zalecił nam zgłosić się do lekarza prowadzącego Ryśkę w szpitalu. Ze względu na brak możliwości dojazdu 28go (mamy do Łodzi godzinę jazdy i auto nie było wtedy dostępne), umówiłem się na wizytę 29 grudnia w godzinach pracy naszej lekarki.
Wykonaliśmy usg - resztki płynu w klatce nie tylko nie zniknęły, a jeszcze go przybyło. Dodatkowo, na wykonanej od razu morfologii mimo wskazania że Rycha się regeneruje, a białe krwinki spadły, spadły też erytrocyty co ponownie wskazało na utratę krwi. Rycha była zestresowana wizytę, więc po delikatnym zastrzyku uspokajającym wykonano punkcję klatki i ściągnięto płyn. Poinformowałem lekarkę że jestem już na wykończeniu środków, i muszę liczyć się z każdym groszem. Wykonaliśmy zdjęcie RTG na koszt zakładu; Ryśka ma dwa widoczne guzy, jeden w okolicach 4 żebra, drugi na wątrobie; pokazała się też mała sekcja w klatce piersiowej (dokładny opis znajdziecie w karcie informacyjnej z 28 grudnia). Po konsultacji z drugim specjalistą została postawiona diagnoza która mnie prawie złamała - Ryśce trzeba będzie otworzyć klatkę piersiową, żeby pobrać wycinki guzków do dalszego badania, żebyśmy wiedzieli czy w ogóle można to leczyć - czy to wycięciem, czy chemią. Jeśli krwawienie nie ustanie, a morfologia się nie poprawi, przed zabiegiem kotce trzeba będzie określić grupę krwi i przetoczyć krew. Możliwe jest też że nawet po wykonaniu zabiegu, dalsze leczenie nie będzie możliwe ze względu na naturę guzów. Przedstawiono mi też najgorszą możliwą opcję, czyli uśpienie Rychy. Rokowania są słabe...
Z zaciśniętym gardłem podziękowałem i wyszliśmy z Rychą z gabinetu. W aucie nie dałem rady wstrzymać emocji, nie sądziłem że kiedyś tak będę płakał nad kotem-przybłędą. Tylko że to już nie była przybłęda, a nasza Rycha. W myślach żegnałem się już z nią i podjąłem decyzję o zakończeniu jej cierpień na drugi dzień wieczorem, tak żeby wyszarpać Kostusze jeszcze jeden dzień z Rychą na pożegnanie się. Nie widziałem innego wyjścia, pieniędzy już nie mam, a bez tego nie ma ratunku.
Po powrocie do domu Ryśka ewidentnie odżyła, zjadła dużą porcję jej ulubionej karmy, niechętnie przyjęła leki, a potem siedziałem z nią w jej transporterze aktualnie służącym za domową wersję budy, i na przemian głaskałem ją, drapałem, i płakałem. Później gdy wstała, wpadłem na pomysł żeby zapewnić jej trochę rozrywki, zwłaszcza że ewidentnie domagała się atencji.
Rycha to zawołany łowca i wielokrotnie wynosiła myszy z piwnicy, pomyślałem więc, że puszczę jej filmik z myszami wychodzącymi z dziury (jest tego masa na YT). Wiem, głupi pomysł - kot nie kmini że myszy są 'wirtualne' i tylko dodatkowo się go stymuluje. Ja jednak chciałem żeby chociaż poczuła się jak na polowaniu. Jako że trzymałem telefon przy twarzy, w pozycji leżącej, nagły atak Rychy gdy mysz zniknęła z ekranu tylko ledwo minął moje oko (mam za to pięć pięknych dziur po pazurach na twarzy). Rycha weszła w tryb łowcy momentalnie, i przez resztę wieczoru aż do nocy sprawdzała każdy kąt i filowała pod szafą, czekając aż mysz wróci. Wykazała przy tym takie skoncentrowanie i energię, że byłem w szoku - przecież ten kot jest umierający, nie powinien się tak zachowywać. Dało mi to do myślenia, że może jeszcze nie wszystko stracone.
Stan na dzisiaj (30.12.12)
Przespałem się z tym i rano sprawdziłem jak Rycha się ma - jest aktywna, zjadła duże śniadanie, i jest chętna na pieszczoty. Kiedy piszę te słowa jak zwykle odbywa swoją popołudniową drzemkę pod naszym łóżkiem - po podaniu leków musi trochę odespać.
Mimo iż brzmi to jak szaleństwo i wielu by pewnie powiedziało - 'to tylko kot, są ważniejsze rzeczy', 'tyle już zrobiłeś, daj spokój', 'nie masz kasy na kota - twój problem nie mój', zdecydowałem się na podjęcie próby zawalczenia o Ryśkę. Może to jest próba daremna, nie wiadomo czy w ogóle zbiorę środki, i co wyjdzie w badaniach (jeśli Rycha przeżyje do tego czasu), to i tak muszę ją podjąć.
Plan leczenia:
Teraz przede wszystkim zbieramy na przeprowadzenie zabiegu torakotomii (koszt 2-3 tysięcy złotych), tak by zbadać narośle, dokonać wycinków do badania (wycięcie od 200 zł, nie wiem na ten moment czy jednorazowo, czy od wycinka) i badania histopatologiczne (od 250zł, jak wyżej nie wiem czy od wycinka czy za całość materiału do badania) w najszybszym możliwym terminie - najprawdopodobniej mamy może dwa, trzy dni czasu stabilnego stanu Rychy; wszystko zależy od wyników jej morfologii i postępu krwawienia. Rycha przyjmuje leki przeciwkrwotoczne dwa razy dziennie, jak również lek sterydowy i antybiotyk. Wszystko znajduje się w załączonych dokumentach.
Jeśli będzie taka potrzeba, będziemy musieli ponownie ściągnąć krew z klatki piersiowej (150zł), i być może przetoczyć Ryśce krew, po określeniu jej grupy. Wizyta w szpitalu wraz z usg i morfologią kosztują 250 zł za każdym razem, do tego trzeba doliczyć określenie grupy krwi (150 zł), prawdopodobną transfuzję (200 zł), koszt jednostki krwi (350-500 zł), i hospitalizację w szpitalu jeśli będzie tego wymagała (200-450 zł za dzień). Na pewno po zabiegu będzie musiała kilka dni spędzić w szpitalu. Jest dużo niewiadomych - czy trzeba będzie podać jej krew, ile razy trzeba to będzie zrobić, jak ona zareaguje, ile czasu spędzi w szpitalu - stąd założona kwota 10 tysięcy, mam nadzieję że finalnie będzie ona dużo niższa. Po kolejnej konsultacji z lekarzem, jeśli uzbieram choć na kolejne badania podstawowe i wizyty, powinienem być w stanie doprecyzować powyższe informacje. Ze wszystkich zabiegów będę także załączał rachunki, by zachować przejrzystość.
Na koniec muszę zaznaczyć, że to wszystko może nie dać rezultatów - jeśli prawdopodobny nowotwór nie nadaje się do leczenia chemią/usunięcia, jedyna opcja to leczenie paliatywne by przedłużyć jej życie, lub eutanazja by oszczędzić jej cierpienia. Biorę te możliwości pod uwagę, ale są dla mnie najczarniejszym scenariuszem. Jeśli jednak leczenie będzie możliwe, to prawdopodobnie oznacza to dalsze koszty i przedłużenie zrzutki.
Na koniec powiem wprost, i może trochę potocznie - nie mogę odklepać w matę przed czasem, jeśli jest chociaż cień że możemy ją uratować. Jeśli Rycha była w stanie przeżyć utratę nogi i ogona i traumę z tym związaną, to muszę się postarać żeby dać jej szansę i tutaj. Końcówka tego roku była dla nas ciężka, a perspektywa odejścia Rychy brzmi jak koniec świata. Dlatego proszę - jeśli możesz, wpłać cokolwiek, każda kwota ma znaczenie. Jeżeli nie możesz - udostępnij zbiórkę w mediach społecznościowych tylu osobom, ilu możesz. Jeśli pracujesz w fundacji zajmującej się pomaganiem zwierzętom, lub możesz pomóc w inny sposób - proszę skontaktuj się ze mną mailowo [email protected], lub przez social media (konto firmowe na IG @castle_brush, lub mojego facebooka https://www.facebook.com/szymon.wisniewski.56/). Jesteśmy po Świętach, zaraz Nowy Rok - magiczny czas cudów i nadziei. Mam tylko jedno życzenie na ten moment - żeby Rycha przeżyła i doszła do pełnej sprawności. Mam nadzieję że z Waszą pomocą będzie to marzenie się spełni.
(powyżej - Rycha bardzo lubi przesiadywać w mojej starej Hondzie)
Parę słów o mnie:
Na imię mam Szymon, lat 32, z zawodu jestem archeologiem; od 2015 roku pracuję jako malarz modeli bitewnych (przede wszystkim do systemów Warhammer 40k, Fantasy Battle, Age of Sigmar). Od 2018 wraz z przyjaciółmi prowadzimy małe studio malarskie 'Castle Brush', zlokalizowane w Toruniu, malując na zlecenie graczy, kolekcjonerów i firm modelarskich/figurkowych, w którym pełnię funkcję menadżera. Zajmuję się obsługą zleceń, wycenami, kontaktem z klientem i promocją. Kocham zwierzęta, czytanie książek przy kawie i zarwane noce przy malowanie figurek. Aktualnie mieszkam pod Łodzią, wraz z żoną jesteśmy dumnymi rodzicami trzech kotów.
English version
(photo above: Rycha outside, while there was still snow, taken around three-two weeks ago)
Rycha (spelled Ryha) needs your help – we fought our whole Christmas for the life of our little stray, and while we just spent all of our savings, the costs of further treatments are much bigger than we can handle. There’s little time – 2,3 days, maybe a week if we’re lucky, to take next steps. She needs to undergo the thoracotomy procedure (surgical opening of the chest cavity) in order to confirm the cause of her internal bleeding, which is slowly killing her, in spite of the treatment that was already administered. Most likely cause are small, suspicious growths visible through ultrasound scans, on near her 4th rib and near her liver – despite her young age (approximately 2,5 years old), there’s a chance of cancer.
At the moment the most pressing spendings are the procedure, costs of the hospitalisation, and an accurate diagnosis after histopathology tests of the tissue samples of the growths that will be gathered during the thoracotomy; which may allow us to discover the right treatment and save her young life.
Below is her story so far, her recent illness, steps we took to save her (along with our costs up until this point, based on the receipts), forecast of the future costs, and what may happen next.
Rycha and us
Despite her young age (around 2 and half years) Richarda (her full name, she reacts most for ‘Rycha’ or ‘Rysia’) she’s a true cat veteran. Since her early days, Rycha had it rough – she appeared at our doorstep from nowhere, around 1,5 year ago, with fresh wounds, missing her almost all her tail and left back leg (at the time she was around a year or so). We took her in, nursed her back to health, and since them we take care of her – she returns the favour by intense purring, morning begging for food and an occasional claw scratch, as it is with cats.
(above photo – despite her missing parts, Rycha is an active and skilled climber, even taking on trees; below – Rycha chilling with her ‘fosterbrother’, Jean-Paul, also a stray)
She is the best pet, lap-sitter and the nemesis of any unfortunate cellar mouse that happens to appear there. She had one pregnancy (already pregnant when arrived; kittens found good homes), and a year after her her sterilization procedure.
Honestly, I don’t know any other cat that is as brave and gentle as her; through the time she’s with use, she changed me from a known dog-person to a cat-worshipper (though I still like dogs); I can’t imagine any close future without her around, especially that she’s young, and up until recently she was in perfect condition (as seen on the snowy photo).
The Illness
(above - first vet visit, warming her up + giving oxygen)
Before I start – all test results, vet info and documents are available in the ‘files’ section (in Polish); if they are not there then I’m most likely adding them/scanning right now
Two days before Chrismas Eve Ryśka stopped eating, and sat mopey in her old dog house, which serves as her operation base and home (it is properly insulated and cozy). After a daily observation and lack of interest in any food we could think of to bribe her (even her favourite treats), we took her home for the night and drove to Lodz, where my wife works, so I could bring her to the doctor. One neighbour cat mom directed me to a local vet, where she had her initial treatment and diagnosis. Despite her being for the whole night at our room, her temperature dropped – she also had trouble breathing. After a warming session with electric blanket (a blanket with a heat circuit sewn in) and oxygen intake, we were directed to a nearby vet clinic that was able to take care of her current problem, liquid in her chest cavity that was blocking her breath; she also looked like she’s loosing blood somewhere inside (pale gums and tongue). We were lucky enough that with the help of the staff at the first vet, we got a visit at the clinic despite Christmas boom.
Due to her condition being life-threatning, we got in as soon as we arrived – doctor confirmed a state of severe anemia by performing a morphology test, then she did a puncture (Rycha had to be sedated a bit to calm her down) and begin to extract the liquid from her chest cavity. To my horror, it was blood…I’m sure you can imagine the feeling of dread I experienced back there. 120 ml was taken out, which already improved her condition. Then Rycha got a mixture of antihemorrhagic drug, steroids and antibiotics, she was put on a drip and left for observation in the clinic. There were three assumptions what might’ve happen:
-an injury by accident – despite her missing a leg and a tail, she actively climbs things and explores our backyard; perhaps her paw slipped and she fell; but there were no external damage to back this
-infection
-cancer – we found a small growth on her liver during ultrasound check
(above - Rycha released from the clinic at Chrismas Eve's late evening)
Next day, at Christmas Eve, we were informed in the morning that she’s recovering quickly (she got up, looked around curious, and most importantly ATE!!!), and if her condition improves further by the evening, we can take her home and treat her there. At that time costs begin to mount, and I was scraping last of my savings to pay the clinic (24 hours-care costs between 200-450 PLN ~$45-$100).
During Chrismas, it seemed that she’s recovering – she ate, washed herself, and despite the fact that we had to give her medication (which she hates and fights), she was ok with a little scratching behind her ear, and also tried to get out of the room, out to her lair outside (which we couldn’t allow). Everything was looking bright, the bad stuff seemed behind us.
(above - scratching Rycha at home, around 25th-26th of December)
27th of December we drove to our local vet, who treated her for us in the past (and we couldn’t get to him due previously due to our work schedule), to check how she’s doing. We did an ultrasound check and another morphology. Her red blood cells’ count improved, but we got worried about her white blood cells being highly over the norm. We were advised to monitor her and check with the clinic for further treatment if her state got worse. Because I had no option to drive to Lodz 28th of December, I called the doctor at the clinic and we agreed on a visit next day, 29th of December.
I arrived with Rycha before our doctor’s shift started, around 3 p.m.. We did ultrasound check again and to unfortunately, rest of the blood that was left in the cavity to serve as a ‘patch’ in case of any infection was not absorbed back, but grew in volume. Additionally, her next morphology result told us that while she’s regenerating and her white blood cells number dropped, she also lost a significant amount of red blood cells again. Rycha was obviously stressed and stronger than the first time on the table, so we had to sedate her in order to make another puncture and get her blood extracted again. At this point I informed the doctor that I almost have no money left, and while I want her saved, I need to count every penny. The doc arranged a free-of-charge X-ray for Rycha; on it we saw a small tumours/growths, one around her left 4th rib, the other on the liver. There was also a small section of growths in her chest cavity (There’s more thoroght information on her visit card, albeit in medical Polish). After a consultation with the other specialist, doc presented me with the possible outcomes that almost broke me here and there – that we need to open Rycha up, cut out some tissue samples from the growths, pass them for histopathology test and see what we’re up against, and if this can be treated, either by extraction or/and chemotherapy. If the bleeding won’t stop, and her blood tests won’t improve, we might have to test her blood type and make one or more transfusions. Moreover, even after the initial surgical procedure, growths might not be treatable due to their nature. I was also informed about the worst-case scenario option, euthanasia. Things were looking grim…
With my clenched throat I thanked and left with Rycha out of the clinic. I managed to get to my car before I broke; I never thought I would be crying that much over a stray. The thing is, she’s no longer a stray, she’s our Rycha. I was devastated, already saying goodbye to her in my mind, and considering the last option for the next day’s evening, to steal one more day with her from the Reaper, just to say goodbye properly. I saw no other option, there were no money left, and without them there’s no saving her.
I calmed down, went back to my wife’s flower shop, and we drove home. After we arrived, Rycha visibly felt better – she ate a big (not that big but bigger than usual those days) meal of her favourite cat food, allowed us without much fight to give her medicine, and then I laid beside her pet carrier which serves as her lair-equivalent while indoors, and I took turns scratching her back, talking to her and crying.
Later during the evening when she got up, I had an idea to entertain her a bit, since she was apparently seeking attention, and was in the playful mode.
Rycha is a hunter through-and-thorugh, and she catched may mice that were unfortunate enough to find their way into our cellar, so I decided to play her some YT videos for cats (the one with the mice emerging from a hole in the wall). I know, dumb idea – cats don’t get that mice aren’t ‘here’ and gets additional stimulation. I just wanted her to feel the thrill of the hunt one last time. While I laid, I got my phone next to my face and was watching her reaction – and then she attacked – she obviously thought that the mice hid behind my face, and while she missed my eye, I got a nice five puncture wounds on my cheek. She instantly got into ‘hunter-mode’, actively checking all the corners and and behind furniture in our rooms, waiting for the mice to emerge up until later that night (a couple of hours). While doing so, she displayed so much energy and commitment, that I thought to myself – that’s not a dying cat’s behaviour, she shouldn’t be able to act like that. That got me thinking that perhaps all is not lost…
State of things as of today (30.12.12)
After I woke up I checked on Rycha to see how she’s doing – in the morning she was active, ate more than yesterday, and was ready to cuddle/scratch. When I write those words she’s having her afternoon nap under our bed – after the medication kicks in, she needs to rest.
(above - today's nap)
This may sound like madness, and I’m sure may would say – ‘it’s just a cat, there are bigger things in the world’, ‘you’ve done all in your power, let it be’ ‘your money is not my problem – deal with it’, I have decided to try and fight for Rycha. This may be a futile attempt; I don’t even know if I’ll manage to get enough funds in time, and what will come our in the tests (if Rycha survives until I gather the money for procedure); nonetheless this is an attempt that I must take.
Treatment plan:
Right now the main goal is to fund the thoracotomy procedure (cost of 2k-3k PLN ~$450-$680 U.S.), to examine the growths and take samples for histopathology (sample gathering cost starts at 200 PLM, and I don’t know yet if it’s the whole thing or per growth; same with the histopathology tests – starting at 250 PLN, don’t know if for one or the whole deal), as soon as possible – we might have dwa, maybe three days of her being stable. Everything depends on her morphology and if the bleeding continues. Rycha takes antihemorrhagic drug twice a day & steroids daily, everything is in the attached documents.
We might have to make another puncture in the nearest future and extract the blood (150 PLN each time), and then make the transfusion or several if she needs them (200 PLN per procedure, blood type test 150 PLN one time, blood unit between 350-500 PLN), and then there are cost of the hospitalization if she needs to be there (200-450 PLN range per day). After the main surgery, she will have to stay there for a couple of days, don’t know how long at the moment. There’s a lot of unknowns – will she need the extra blood, how many of it and how often, how her body reacts to it, how many days in the hospital – which brings me to the amount I put out there – 10k PLN (~2 300,- USD), I hope that the cost fill be much lower in the end. After another council with the doctor, if I manage to gather just enough for next basic tests and a visit, I should be able to give you more specific information. I will also post receipts from all the treatment she’ll get, for the sake of clarity.
I need to mark this, that after all this may not be enough to save her – if the possible cancer is uncurable, what’s left is the palliative care to give her more time, or the euthanasia. I take them under my consideration, but those are the blackest of choices. I, however, the treatment will be possible, it will most likely mean more costs and further fund raising.
I will say this just as it is – I can’t give up on Rycha before the final bell, if there’s a slightest chance we can save her. If she was able to survive loss of her leg and her tail, all the pain and fear it caused, then I must make sure she gets her chance this time.
End of the year was quite hard on me those past few months, and the perspective of Rycha’s passing looks like the end of my world. That’s why I beg you – if you can support us, please transfer any amount you can spare – every penny counts. If you can’t – please share this through social media to as many people as you can. If you work in an animal care or similar organization that can help us, please contact me through my email [email protected], or through social media (business account @castle_brush for IG, or through my facebook https://www.facebook.com/szymon.wisniewski.56/).
We’re just after Christmas, just before New Year’s Eve – this is the time of rest, magic and miracles. I have only one dream – that Rycha lives and gets back to her prime. I strongly hope, that with your help, this dream may come to reality.
~Simon
(above - Rycha loves to spend time in my old trusty (and rusty) Honda)
About me:
My name’s Simon, 32, I’m an bachelor archeologist, working in miniature painting business since 2015 (mainly Warhammer miniatures for 40k, Fantasy Battle, AoS). Since 2018 I;m running with a couple of my friends a small miniature painting studio, Castle Brush, located in Torun, in middle-North Poland. We paint for gamers, collectors, miniature companies; at the studio I work as a manager, managing clients and their commissions, preparing invoices, spreadsheets and promotion, among other things that needs to be done! I love animals, reading books while enjoying a good cup of coffee, and spent my nights painting miniatures until late hours. At the moment near Lodz, with my wife and I being proud parents of three stray cats.
There is no description yet.
Create a tracking link to see what impact your share has on this fundraiser.
Create a tracking link to see what impact your share has on this fundraiser.