id: k3zfp3

Strażak w potrzebie – nowotwór zabiera 27-latka

Strażak w potrzebie – nowotwór zabiera 27-latka

The organiser verified the description with proper documents.
Fundraiser was disabled by Organiser.

Our users created 1 233 778 fundraisers and raised 1 371 571 676 zł

What will you fundraise for today?

Description

Wspaniały darczyńco!

 

Mój mąż – Grzegorz, zawodowy strażak, mężczyzna o wielkim sercu, który zawsze był pierwszy by pomagać innym, dziś sam potrzebuje pomocy. Początkiem kwietnia skończy dopiero 28 lat, a już od dwóch, walczy o zdrowie i życie. Choroba nowotworowa postępuje coraz szybciej, a każdy dzień w leczeniu jest na miarę złota.

 

Zawsze chętnie pomagaliśmy potrzebujących, niestety tym razem sami potrzebujemy wsparcia. Nigdy nie spodziewalibyśmy się takiego obrotu spraw.

 

Obecnie Grzesiek został zdyskwalifikowany z leczenia metodami refundowanymi, a jego organy po prawej stronie przestają funkcjonować (wątroba, płuco, nerka), słabnie serce. Organizm Grześka, na chwilę obecną, nie przyswaja prawidłowo witamin i minerałów. Jedyną nadzieją są metody niekonwencjonalne lub takie, które nie są dostępne w Polsce, a to wiąże się z ogromnymi kosztami.

·         Dojazdy,

·         wizyty u specjalistów,

·         leki,

·         witaminy,

·         kroplówki,

·         sesje w komorze normobarycznej,

·         dietetycy,

·         specjalistyczna dieta,

·         specjalistyczne badania,

wszystko to pochłania nasze oszczędności. Dlatego właśnie zwracamy się o pomoc.

 

Jeśli chcielibyście zapoznać się z naszą zawiłą i miejscami mrożącą krew w żyłach historią, zapraszam do opisu niżej:


wszystko zaczęło się niby niewinnie. Dzień kobiet – 08.03.2021 r. zauważyłam, że mojego ówczesnego narzeczonego coś dręczy. Twardo zaprzeczał, jednak chwilę później przyznał się, że podejrzewa u siebie nawrót przepukliny pachwinowej. Szybka zmiana świątecznego nastroju, telefon do lekarza pierwszego kontaktu i chwilę później diagnoza. Niestety, operacja przewidziana dopiero pod koniec kwietnia. Kilka dni później ból był już nie do zniesienia. Wezwaliśmy karetkę, jednak zrobiono mu jedynie test na covid i wypuszczono ledwo trzymającego się na nogach, z nakazem zgłoszenia się dopiero dzień przed planowanym zabiegiem. Tabletki przeciwbólowe i ciągłe leżenie w łóżku stały się nieodłącznym elementem każdego, kolejnego dnia.

 

Po przeprowadzeniu operacji laparoskopowo, Grzesiek miał dojść do siebie w przeciągu miesiąca, max dwóch. Niestety, jego bóle wciąż się nasilały i przenosiły na plecy. Zalecone przez lekarza prowadzącego masaże i ogólne rehabilitacje, nie przynosiły efektów. Grzesiek tracił na wadze, a jego oczy stawały się obce. Wzywane przez nas pogotowie odmawiało przewiezienia go do szpitala twierdząc, że ból po zabiegu jest rzeczą normalną.

 

Dopiero na przełomie lipca i sierpnia 2021 roku, przez przedłużający się powrót do sprawności fizycznej i zasianiu ziarna niepewności przez osteopatę, lekarze zaczęli szukać głębiej przyczyn jego chudnięcia, spadku sił i niedokrwistości. Zaczęto wtedy podejrzewać u niego raka nasieniowodu. Zlecono biopsję, jednak pomimo tego, że leżał wtedy w szpitalu, odmówiono nam przewiezienia go karetką do wskazanego szpitala wykonującego zabieg (120km od miejsca pobytu). Pomogli nam koledzy ze straży pożarnej, wioząc go na leżąco w wozie służbowym.

 

Po biopsji lekarze wypuścili go praktycznie od razu do domu twierdząc, że nie ma podstaw do hospitalizacji (mimo, że wymiotował im na oddziale). Kilka dni później ponownie został przyjęty w szpitalu, już w miejscu zamieszkania. Oczywiście nie chciano go zabrać, jednak po dłuższej wymianie zdań udało się wywalczyć przyjęcie. Na miejscu stwierdzono, że oprócz leżenia nie zaproponują mu niczego innego. Nawet go nie karmili! Według jednego z lekarzy, miał nie przeżyć nawet 2 tygodni - zaproponował bym rozglądała się za trumną. Był tam ok tygodnia, a oni zakazywali mu nawet picia, twierdząc, że będzie wymiotował. Miał włożoną sondę do przełyku, aby odpompować wymioty. Nie miał wprowadzonego żywienia dojelitowego. Ciągłe zmiany sondy i gastroskopie doprowadziły do krwawienia wewnętrznego. Stracił połowę masy ciała (z dobrze zbudowanego mężczyzny, została sama skóra i kości - po wypisie na żądanie ważył ok 40 kg).

Na żądanie, poparte błaganiami o pomoc w innych szpitalach (nikt nie chciał przyjąć go bez wyników biopsji) i z ogromną pomocą obcych nam ludzi, został przewieziony z woj. warmińsko-mazurskiego do szpitala w Kielcach (woj. świętokrzyskie). Tylko tam zgodzili się wziąć go bez wyniku.

 

26.08.2021 r. trafił do Centrum Onkologii W Kielcach. Na miejscu byli przerażeni jego stanem. Ledwo zatamowali krwotok wewnętrzny, podali "lekką" chemię ratującą życie, wprowadzili żywienie dojelitowe i przewieźli go na OIOM, aby był pod stałą kontrolą. Tego dnia zrządzeniem losu otrzymali również wyniki biopsji. Według wyniku badania, obraz odpowiadał przerzutowi raka do węzła chłonnego; Immunofenotym odpowiadał rozpoznaniu przerzutu raka embrionalnego, a pierwotnego punktu wyjścia nowotworu w pierwszym rzędzie należało poszukiwać w jądrach.

 4chcRnzsHQrgGC78.jpg

Stan Grześka bardzo powoli poprawiał się. Można powiedzieć, że tamtejsi lekarze odratowali go. Po wielu tygodniach leczenia chemioterapią, rehabilitacjach oraz po odzyskaniu kilku kilogramów, został wypisany do domu na wózku inwalidzkim (nie chodził). Jeździliśmy na chemioterapię regularnie, a po konsultacjach z dietetykiem, Grzesiek powoli odzyskiwał kilogramy i siły, dzięki czemu mógł ponownie uczyć się chodzić. Jego prawa stopa niestety nie odzyskała pełnej sprawności do dziś. 

 

W lutym 2022 r. po tomografie kontrolnym okazało się, że rak ma przerzuty na odcinek L3 i L4 kręgosłupa. Zastosowano wtedy radioterapię (4 dni), która zahamowała rozwój. 

 

W marcu 2022 r. otrzymaliśmy informację, że guz zmniejszył się do tego stopnia, że istnieje możliwość operacji. Wtedy też szpital w Kielcach skierował nas do Narodowego Instytutu Onkologii w Warszawie (z uwagi na specjalistów chirurgicznych). Sprawa jednak przeciągała się z uwagi na jego wyniki badań. 

 Khiz0C7cB2Ysiwtp.jpg

1.06.2022 r. Grzesiek został zakwalifikowany do operacji w Warszawie. Zabieg ten mógł odbyć się dopiero w lipcu, dlatego też ustalono jeszcze tomograf kontrolny na 15.07. 2022, a operację na 23.07.2022 r. W tym czasie nie podawano już żadnej chemii (ostatnia była podana końcem kwietnia).

 

Grzesiek był już w tak dobrym stanie (w porównaniu do tego, co przeszedł), że zdecydowaliśmy się nie zmieniać daty ślubu i 02.07.2022 r. przyrzekliśmy sobie miłość. W końcu wszystko było na dobrej drodze!

 qwFiUdlz3kBkFbBE.jpg

Nasze szczęście nie trwało jednak długo…

 

22.07.2022 r. miał stawić się na test covid, do przyjęcia na oddział dzień przed planowaną operacją. Niestety stwierdzono obecność wirusa i przesunięto termin o 14 dni. 2 tyg. później ponownie stwierdzono, że wynik jest pozytywny, jednak po kolejnym teście i negatywnym wyniku przyjęto go na oddział. Niestety operacja nie doszła do skutku z uwagi na powiększenie się guza, przerzuty do płuc i wzrost markerów.

 

Wdrożono kolejny cykl chemioterapii, tym razem w Warszawie. Niestety Grzesiek źle zareagował na jeden z leków podawany w chemii (żywe rany w buzi i przełyku), więc zmieniono leki. Cykle chemioterapii były w połowie przerywane i co rusz zmieniane na nowe, ponieważ według lekarzy nie przynosiły pożądanych efektów.

Kilka miesięcy temu stwierdzono zatorowość płucną. Dostawał zastrzyki, które pomogły.

 4lacFMCrnAUGKrXQ.jpg

Zmiany raz były stałe, innym razem zwiększały się. Mąż wg lekarzy uodpornił się na chemię. Markery w przeciągu ostatniego miesiąca zwiększyły się o ponad 30 tys., a kilka tygodni temu powróciła zatorowość.

 

14.02.2023 r. – kolejny pamiętny dzień… właśnie wtedy lekarze w Warszawie oznajmili, że nie będą go dłużej leczyć i wypisali skierowanie do hospicjum domowego.

 

Tydzień później zasięgnęliśmy opinii w Kielcach, jednak niestety oni również zakwalifikowali go jedynie do opieki paliatywnej…

 

Napisałam wtedy do kilku fundacji z prośbą o pomoc, ponieważ jak wspomniał nam lekarz, istnieją inne metody, które mogłyby przedłużyć życie Grześka i zminimalizować jego obecny ból (mąż ponownie nie ma siły chodzić, jeść, szybko się męczy, ciężko oddycha, a leżenie wcale nie zmniejsza jego cierpienia). Jedna z fundacji obudziła w nas nadzieję, umawiając nas na wizytę z profesorem, który prowadzi własną klinikę w Niemczech. Istnieje szansa na pomoc Grześkowi, jednak wyjazd tam wiąże się ze sporym kosztem. Ponadto, po naszej stronie leży przetłumaczenie ogromu dokumentacji medycznej. Nie mamy jednak 100% pewności, że po przetłumaczeniu dokumentów, mąż zostanie zakwalifikowany do tamtejszego leczenia.

 

Oprócz wyżej wspomnianego „światełka w tunelu”, próbujemy innych metod dostępnych na terenie kraju, aby wzmocnić organizm, który został wyniszczony przez chemię. Specjalistyczna dieta, kroplówki, suplementy łatwo przyswajalne, sesje w komorze normobarczynej (na poprawę krążenia), leki na specjalne zamówienie, dojazdy do kliniki i na prywatne wizyty specjalistyczne– to tylko część tego, na co przeznaczamy wszystkie nasze pieniądze. Musimy być gotowi na wszystko…

 

Jeśli dotrwałeś/aś do końca, bardzo dziękuję za zapoznanie się z naszą historią! Liczymy na Twoją pomoc! <3

 

Patrycja & Grzegorz


8Z7XWhdmxVyngDV1.jpg

There is no description yet.

There is no description yet.

Location

Download apps
Download the Zrzutka.pl mobile app and fundraise for your goal wherever you are!
Download the Zrzutka.pl mobile app and fundraise for your goal wherever you are!

Comments 35

 
2500 characters
  • AS
    Adrian Stabryła

    Trzymam za was kciuki. Walczycie, nie poddawajcie się.

    50 zł
  •  
    Anonymous user

    Ze strażackim pozdrowieniem!

    50 zł
  • A❤
    Agata

    To straszne, że tak późno otrzymaliście pomoc i diagnozę :( ściskam Was mocno i życzę dużo siły i zdrowia! Walczcie ❤️

    20 zł
  • TN
    Tomek

    Może Stanisław Burzyński, albo Ryszard Grzebyk mógłby pomóc..

    50 zł
  •  
    Anonymous user

    Trzymajcie się!

    40 zł