Opłata za leczenie Rainy'ego
Opłata za leczenie Rainy'ego
Our users created 1 234 048 fundraisers and raised 1 372 425 941 zł
What will you fundraise for today?
Description
EDIT: zakładając zrzutkę miałam nadzieję, że uzbiera się chociaż 500 zł. Nie sądziłam, że w ciągu jednego dnia zrzutka dobije do końca. W związku z tym zamykam ją, bo cel został osiągnięty.
Dziękujemy bardzo wszystkim wpłacającym, jesteście niesamowici. Mam nadzieję, że stabilizacja finansowa ułatwi nam przebrnięcie przez tę trudną sytuację. Dziękuję wszystkim za miłe słowa i wsparcie, jakie okazujecie w ciężkich chwilach. Jesteśmy z Michałem za to bardzo wdzięczni.
Wiem też, że Rainy zasłużył na to, bo ta zrzutka osiągnęła sukces. Przewiozł na swoim grzbiecie setki ludzi, poprowadził setki terenów, miał w pamięci setki ścieżek i zawsze potrafił znaleźć drogę do domu. Wiele z was miało okazję z nim pracować, a on miał okazję wiele was nauczyć. Był naprawdę cierpliwym i wyrozumiałym koniem. Mam nadzieję, że będziecie siwka wspominać ciepło i z sentymentem.
Dziękujemy i pozdrawiamy,
Kasia i Michał.
_______________________
Cześć.
Bardzo długo zbierałam się, żeby założyć zrzutkę. Pierwszy raz ten pomysł pojawił się, gdy Rainy doznał kontuzji. Od razu wiedzieliśmy, że to coś poważnego. Cała rzesza znajomych zgłosiła się jako chętni do pożyczenia pieniędzy, za co jest im bardzo bardzo wdzięczna. U kilkorga z nich zaciągnęłam „kredyt”. Długo broniłam się przed zrzutką. Nie wiem, czy z powodu smutku, strachu, dumy… Chyba wszystkiego po trochu.
22 maja trafiłam do szpitala, przeszłam operację wycięcia wyrostka. Pierwsze dni były koszmarne, ponieważ bardzo źle czułam się po narkozie. Po wyjściu ze szpitala dostałam areszt na 4 tygodnie. Osoby, które mnie znają wiedzą, że jestem bardzo aktywna. Nagłe odcięcie od jakiegokolwiek sportu dało mi naprawdę w kość. Mimo tego, że rodzina i przyjaciele starali się umilać mi czas, to po tygodniu siedzenia i „nicnierobienia” miałam załamkę psychiczną. Wkurzało mnie, że nie mogę się ruszać tak jak bym chciała, nie mogę długo stać lub siedzieć, wyczyścić konia, podnosić rąk do góry, założyć normalnie spodni, nosić zakupów, prowadzić samochodu… Jednak z dnia na dzień było coraz lepiej i powoli wracałam (a raczej: nadal wracam) do formy. Ratowały mnie wycieczki do stajni, w postaci hipoterapii: czytałam książkę, oglądałam konie, czasami kogoś przeczyściłam szczotką.
19 czerwca miał być dniem zbawienia. Zielone światło od lekarza. Koniec L4, pierwszy dzień w pracy. Pierwszą myślą było: „pójdę na basen albo na siłownię!”. Wiadomo, leciutko, pospacerować na bieżni, popatrzeć jak inni ćwiczą, rozruszać się nieco.
W ostatniej chwili, jak już pakowałam torbę, zmieniłam zdanie. Oświadczyłam Michałowi „jadę do konia” i tak zrobiłam. Po 45 minutach poszukiwań znalazłam Rainy’ego w lasku na padoku. Samego, bez stada, oblazły go muchy, a on nie reagował. Wokół niego leżało kilka kup, czyli trochę już tam stał. Nie przywitał się, tylko spojrzał i odwrócił wzrok. Prawy tył trzymał w górze. Od razu przyspieszyłam, zaczęłam omacywać, ale nie wykazywał bolesności. Poprosiłam, żeby wrócił ze mną do stajni, ale nie chciał się ruszyć. Zadzwoniłam po kolegę, prowadziliśmy siwka po kawałeczku przez godzinę. Bardzo kulał, szedł na trzech nogach. Robiliśmy odpoczynki, Rainy grzecznie krok za krokiem człapał do stajni. Po udzieleniu pierwszej pomocy Rainy pierwszy raz od naprawdę długiego czasu został na noc w stajni.
O ironio, 3 dni wcześniej Rainy był diagnozowany w kierunku szpatu, KSS i syndromu trzeszczkowego - koń był prawie czysty, byłam wtedy tak bardzo szczęśliwa, że mimo wieku i przeszłości jego stawy są w naprawdę fajnym stanie.
Wszystkie decyzje, jakie podejmowaliśmy w konsultacji telefonicznej z weterynarzami i doświadczonymi koniarzami, były podejmowane z myślą o dobru Rainy’ego. Pierwszym pomysłem było zawiezienie go do kliniki. Jednak… Koń na trzech nogach, załadunek, długi transport i stres, rozładunek… To mogło skończyć się bardzo źle. W stajni miał większe szanse.
20 czerwca od rana obdzwaniałam weterynarzy ortopedów. Lista kurczyła się, żaden z nich nie miał miejsca na kolejnego pacjenta. Z godziny na godziny byłam coraz bardziej załamana - przecież Rainy potrzebował diagnozy.
21 czerwca dojechał do nas ortopeda z Krakowa, za co jestem mu bardzo wdzięczna. Badanie trwało długo, doktor nagimnastykował się przy robieniu zdjęć, ponieważ opuchlizna utrudniała zadanie i zmieniała obraz. Niemniej, zdjęcia nie wykazały złamań i pęknięć, rokowanie było ostrożne.
Rainy poprawiał się, miał stałą opiekę (chłodzenie, masowanie, pijawki, suplementy), a ja byłam w ciągłym kontakcie z weterynarzami. Dostawał leki przeciwzapalne i przeciwbólowe + leki na wrzody. 24 czerwca przewrócił się. Pozbierał się szybko, humor mu dopisywał. 25 czerwca podjęliśmy decyzję o podwieszeniu go na pasach. Niestety, nie zdążyliśmy. Przewrócił się w kluczowym momencie, zabrakło nam minuty. Długo nie umiał wstać. W końcu, gdy już się udało z pomocą kilkorga ludzi, szybko zamontowaliśmy go pod sufitem. Początkowo trochę walczył, ale ponieważ Rainy był koniem spokojnym i rozważnym, dość szybko nauczył się z pasów korzystać. Zostaliśmy z nim na noc w stajni, żeby móc zainterweniować, jakby zdecydował „wyjść” z pasów. Spaliśmy w stajni na krzesłach, a następnego dnia na kocach na słomie.
26 czerwca w trybie natychmiastowym przyjechał ortopeda. Zrobił kolejną serię zdjęć, długo je „skanował”, ale także nie potwierdził złamania - najbardziej obawiał się złamania kości udowej. Tym razem badanie usg wykazało problem - ogromny krwiak w kolanie, prawdopodobnie zniszczona łąkotka i brak więzadła bocznego rzepki w obrazie. Ogromny obrzęk, który pojawił się po nocnej walce utrudniał badanie. Rokowania: bardzo ostrożne. Zalecenia: areszt nawet na pół roku w podwieszeniu.
27 czerwca nastąpiło pogorszenie. Już w nocy Rainy gorzej się czuł, musieliśmy z Michałem kilka godzin wcześniej podać mu leki przeciwbólowe. Dostał też kolejną serię kroplówek, żeby przepłukać nerki. Tego dnia mniej jadł i mniej pił, był bardziej rozdrażniony, pocił się. Rżał do mnie, patrzył to na mnie, to na nogi i brzuch. To były jedne z najgorszych chwil - gdy on oczekiwał ode mnie pomocy, wyraźnie to komunikował, a ja nie mogłam dla niego nic więcej zrobić.
Pod wieczór zaczęły przeszkadzać mu pasy, szarpał je zębami, podejrzewamy zaostrzenie wrzodów. Zaczął grzebać przodami i kopać tyłami. Kilka razy próbował nas UGRYŹĆ - to już był bardzo zły znak, ponieważ Rainy NIGDY nikogo nie ugryzł ani nie kopnął. Późno w nocy rzucił się z kopytami na jednego z nas, zaczął się szarpać w uprzęży. Skakał, kopał, rzucał się…. Jeżeli wcześniej była szansa dla tego kolana, tak po tym… Nie było już kolana. Nie było czego zbierać.
Zadzwoniłam po weterynarza. Nie dało się już nic zrobić. Mój ukochany siwek, mój największy przyjaciel, który zawsze na mnie czekał, okrutnie cierpiał. Podjęliśmy najlepszą dla niego decyzję. O 4:00 rano Rainy dostał ostatni zastrzyk i odszedł. Zostawił po sobie miliony wspomnień, tysiące zdjęci i warkoczyk z ogona.
Świat mój i Michała runął. Rainy był naszym najlepszym przyjacielem. Poznałam go 14 lat temu, miał wtedy 2 lata. Od tego czasu zawsze był i nagle zniknął. Ostatni miesiąc był najdłuższym miesiącem mojego życia. Nie ma dnia, godziny, kwadransa, w których nie myślałam o siwku. Nie ma dnia, bym za nim nie płakała i nie myślała, co mogłam zrobić inaczej. Co by było gdyby…
Mamy rodzinę i wielu cudownych znajomych, którzy bardzo się dla nas starają. Dzięki nim jest to prostsze, ale nadal kolosalnie trudne.
Nie wiem jak płynnie przejść do tematu finansowego, więc po prostu napiszę: ogólny rachunek wyniósł około 5500 zł. W kwocie tej zawierają się opłaty za ortopedów, leki, kroplówki, pijawki, leki na wrzody, suplementy, maści, wcierki, opatrunki oraz utylizację zwłok (tak strasznie to brzmi). Do spłaty zostało nam jeszcze 2500 zł, które pożyczyłam od znajomych. To dla nas duża kwota. Może ktoś z was chciałby wspomóc nas w tym wyzwaniu…?
There is no description yet.
Create a tracking link to see what impact your share has on this fundraiser.
Create a tracking link to see what impact your share has on this fundraiser.
Rainy był wspaniałym koniem, mimo że się czasem nie słuchał na hali