We wtorek drugiego marca czas się dla mnie zatrzymał. O godzinie 14.00 miałam jeszcze normalnego, zdrowego, pełnego życia konia. O 16.00 Orchidea nie była już w stanie podnieść się o własnych siłach. Natychmiastowy telefon do weterynarza i tu rozpoczęła się walka. Diagnoza wstępna (czekamy na potwierdzający wynik wymazu) - HVN-1 Herpes wirus w najgorszej możliwej, neurologicznej postaci i leżący, sparaliżowany koń, 20% szans na przeżycie, dedykowanego leku - brak. Heroicznym wysiłkiem fantastycznego i zaangażowanego lek. wet. Mateusza Nowakowskiego z Equi Aid oraz całego sztabu wspaniale życzliwych i pomocnych ludzi, których nie sposób wszystkich tu wymienić udało się ją wzmocnić, nawodnić, zbudować i zamontować wyciąg, następnie ogromnym wysiłkiem postawić Orchideę na nogi na specjalnie wykonanej (szacun!) konstrukcji. To był moment przełomowy. Od tego czasu wszystko idzie w dobrym kierunku, mamy szansę na jej wyleczenie. I tu zaczynają się schody. Koszty leczenia klaczy oscylowac będą w okolicy 10 do 15 tys. Dodatkowo dochodzą koszty wyciągarki i stelażu, na którym jest podwieszona, koszt zaszczepienia Zylexisem pozostałych moich koni (2,5tys), koszty wykonania wózka (tak, wózka!) na którym zacznie używać własnych kończyn i koszta długotrwałej rehabilitacji, która jest niezbędna aby Orchidea odzyskała pełne czucie w zadzie i ponownie nauczyła się chodzić. W ten etap dopiero wkraczamy. Dlugo wzbraniałam się od założenia zrzutki, wychodząc z założenia - mój koń, mój problem, moje koszta. Niestety moje oszczędności nadszarpnięte niedawnym remontem mieszkania nie udźwigną takich kosztów, stąd niepewnie podjęta decyzja o założeniu zrzutki. Zaszłyśmy już tak daleko, nie możemy teraz przerwać tej walki. Będę niesamowicie wdzięczna, jeśli nam w niej pomożecie.