Pies, który pojawił się jak duch i został na opuszczonej posesji nie jest ZŁY jest samotny, wystraszony i chce komuś ponownie zaufać. Pies zamieszkał na opuszczonej posesji, której właścicielka mieszka w mieście i przyjeżdża tam bardzo rzadko. Poprosiła mnie o pomoc ponieważ pies zachowywał się agresywnie, tak jakby bronił dostępu do domu. Został zgłoszony do gminy, która ma podpisana umowę z bardzo złym schroniskiem, w który cudem by było jakby przeżył kwarantannę. Jeździłam do niego, widziałam w jego oczach prośbę o pomoc i pod stanowiłam, że za żadne skarby nie pozwolę mu zginąć w tym schronie. Miałam czas do 29 października. Prosiłam wiele fundacji o pomoc. Niestety bez odzewu, chciałam psa oddać na własny koszt do dobrego schronu nie chciano go przyjąć bo obawiano sie, że nie zdołają przygotować go do adopcji. Po wielu próbach udało się znaleść miejsce u cudownej Sylwii Kapusta, która zgodziła się przyjąć Złego do swojego hoteliku. Zły 29 października pojechał do Sylwii. Miesięczny koszt pobytu to 400z (zbieram na 2 miesiące) transport 300zł, dochodzą jeszcze rachunki za opiekę weterynaryjną (kastrację, szczepienia). Bardzo proszę Wszystkich, którzy popierają moją decyzję o nieoddaniu psa do schronu i umieszczeniu go w hoteliku o pomoc finansową. Kto uważa, że to moja sprawa i mój problem bo mógł jechać do schronu... Trudno