Ratownicy górscy są bohaterami - nie zapraszamy do dyskusji, bo nie ma o czym. Poświęcają swój czas i zdrowie, żeby nieść pomoc tym, którzy jej najbardziej potrzebują. Odnajdują zagubionych, opatrują i transportują rannych. Ratują życie. Co najbardziej szokujące, są wolontariuszami – pracują za darmo, a często brakuje środków nawet na podstawowy sprzęt ratunkowy. W tym tygodniu, gościem Tomka Chołasta jest Konrad Kruczkowski - organizator zrzutki na karetkę górską dla Grupy Podhalańskiej GOPR, na codzień pracujący w Szlachetnej Paczce. Zachęcamy do słuchania i czytania!
Tomek Chołast: Cześć! Dziś rozmawiam z Konradem Kruczkowskim, organizatorem zrzutki na karetkę dla Grupy Podhalańskiej GOPR, który na co dzień odpowiada za komunikację w Szlachetnej Paczce. Jak to się stało, że zbierasz na rzecz GOPR?
Konrad Kruczkowski: Zaistniały trzy potrzebne elementy w odpowiednim czasie. Po pierwsze, oprócz tego że pracuję w Szlachetnej Paczce, jestem pasjonatem gór i sporą część roku, niezależnie od pory roku, spędzam w górach. Moja przyjaźń z ratownikami GOPR ma też taki wymiar, że sprawiają, że czuję się bezpieczny, kiedy realizuję swoją pasję. Oprócz tego, ratownicy GOPR już od dwóch lat wspierają Szlachetną Paczkę. Z jednej strony dołączyli do Paczki Ludzi Gór, gdzie Krzysztof Wielicki, Andrzej Bargiel, później Kinga Baranowska, razem z ratownikami GOPR wybrali jedną rodzinę, której pomogą. To jest jedna rzecz. Druga rzecz, to bardzo systemowa pomoc, bo GOPR po prostu wspiera Szlachetną Paczkę - razem z naszymi wolontariuszami dostarcza rzeczy do trudno dostępnych miejsc, do górskich przysiółków, gdzie my, bez specjalistycznego sprzętu, bez terenowych samochodów czy quadów, nie bylibyśmy w stanie dotrzeć. Kiedy dowiedzieliśmy się, że ratownicy mają dość poważny problem, bo zaraz nie będą mieć tak podstawowego narzędzia jakim jest karetka, bo czas eksploatacji ich samochodu się kończy. Stwierdziliśmy, że nie możemy zostawić ich bez pomocy. Postanowiliśmy zorganizować zrzutkę, żeby zebrać brakującą kwotę do tego zakupu i żeby ta karetka mogła służyć wszystkim tym, których zdrowie i życie w górach jest zagrożone.
Powiedziałeś, że przyjaźnisz się z goprowcami, pasjonujesz się górami. Jak postrzegasz działalność GOPR, na czym ona polega, kto tam pracuje i jakie wymagania musi spełnić osoba należąca do GOPR?
Myślę, że to, co teraz powiem, większość ratowników uznałaby za daleko idącą przesadę, natomiast ja mam głębokie przekonanie, że to jest środowisko z jakiegoś innego, lepszego, odległego świata. Po pierwsze, większość ratowników, mimo że przechodzą wieloletnie szkolenie, cały czas doskonalą swoje umiejętności. Większość z nich to ochotnicy, wolontariusze, którzy pełnią dyżury, którzy narażają swoje życie i swoje zdrowie, żeby ratować innych. Robią to, bo uważają, że tak trzeba, bez wynagrodzenia. To po prostu jest szalenie szlachetne. W grupie podhalańskiej pracuje ponad 200 wykwalifikowanych ratowników górskich, zatrudnionych jest tylko 17. To jest rzecz, która dla mnie jest szalenie ujmująca. Druga rzecz, która jest bardzo ważna, to że w GOPR-ze ogromne znaczenie ma słowo, które się daje. Dla wszystkich, którzy przeszli szkolenie ratownicze jest przysięga, która mówi, że póki będą zdrowi, to na każde wezwanie naczelnika albo jego zastępcy, bez względu na porę roku, dnia, pogodę, stawią się w wyznaczonym miejscu i udadzą się w góry, nieść pomoc potrzebującym. Przysięgę potwierdza się przez podanie ręki naczelnikowi. To jest bardzo ważny gest, bo później rzeczywiście tak się dzieje. Jak rozmawiałem z naczelnikiem, to mówił, że od kilkudziesięciu lat nie pamięta takiej sytuacji, żeby jakiś ratownik nie zjawił się na akcji albo na dyżurze, albo żeby nie znalazł zastępstwa, kiedy sam nie może przyjść. Więc mimo że robią to w wolontariacie, to z bardzo dużą odpowiedzialnością. Pytałeś, co jest potrzebne, żeby zostać ratownikiem. Na pewno znajomość gór, umiejętność jeżdżenia na nartach, dobra kondycja. To taki pierwszy punkt. Potrzebna jest też determinacja, charakter i szlachetność. Później, żeby zostać ratownikiem, trzeba przejść kilkuletni system szkoleń i staż ratowniczy.
Czyli szlachetni, honorowi, słowni, wytrzymali ludzie, którzy niosą bezinteresowną pomoc innym. Czy czasem nie nadużywamy ich dobroci nieuzasadnionymi wezwaniami?
Jest taka niepisana zasada w GOPR-ze, że jak już udzielają pomocy, to nie oceniają. Więc myślę, że na palcach jednej ręki można policzyć sytuacje, w których to ratownik skrytykował kogoś, kto wezwał pomoc czy w ogóle w jakiś sposób wyraził swoje niezadowolenie. Istnieje tam takie przekonanie, że ludzie nie powinni bać się wzywać pomocy w górach. Dotarcie do poszkodowanego jest dużo trudniejsze i zajmuje więcej czasu, kiedy doznał urazu, jego życie jest zagrożone. Lepiej, żeby ta pomoc dotarła niż żeby ktoś się zastanawiał, czy ją wezwać. Czy części wypadków można było uniknąć? Oczywiście, że tak. Natomiast mam takie przekonanie, że potrzebujemy o wiele bardziej edukacji i mówienia, co ze sobą zabrać w góry, jak się przygotować, jak planować niż nieustannego krytykowania osób, które zachowały się nieodpowiedzialnie. Przykładem jest Babia Góra i sytuacja sprzed kilku miesięcy, gdzie cała Polska wiedziała o kobiecie, która wylądowała na intensywnej terapii, bo postanowiła morsować w śniegu i to się skończyło tragicznie. Ratownicy, z którymi rozmawiałem, mówili, że bardzo łatwo wziąć to za nieodpowiedzialne, za brak wyobraźni, ale z drugiej strony wydarzyła się tragedia. Ta dziewczyna przeżywała tragedię zdrowotną, jej bliscy się o nią martwili. Nie wiem, czy w takiej sytuacji głos krytyki czy szydery to najlepsza reakcja. Na pewno nie jest to reakcja ratowników górskich. Tak, nieuzasadnione wezwania się zdarzają, natomiast system jest tak skonstruowany, że albo przez aplikację Ratunek, albo przez telefon do GOPR w pierwszej kolejności rozmawia się z dyspozytorem i dyspozytor, zbierając informacje od poszkodowanego, podejmuje decyzję o przebiegu działań ratowniczych. Nie wiem, czy to jest odpowiedź na twoje pytanie, ale bardzo daleki jestem od mówienia o tym, że trzeba się trzy razy zastanowić, czy ten GOPR wezwać. Jeśli czujemy, że powinniśmy, to wzywajmy. Zaufajmy też ratownikowi, który odbierze telefon czy skontaktuje się z nami przez aplikację Ratunek. On naprawdę będzie wiedzieć, czy jest zasadne wysłanie kogoś z pomocą czy nie.
Mówiąc o bezpieczeństwie i edukacji, wspomniałeś o aplikacji Ratunek, czyli warto ją mieć w swoim telefonie. Pewnie warto mieć naładowany ten telefon, ewentualnie mieć przy sobie power bank.
Zdecydowanie. Telefon naładowany nawet na 100% to za mało. Zawsze warto mieć ze sobą power bank. Ja ze sobą biorę dwa i robię to z myślą nie tylko o sobie, ale też o osobach, które mogę spotkać na szlaku, a które będą go potrzebować. Myślę sobie, że mamy takie przekonanie, że nam się nic nie stanie i ono w 99% jest prawdziwe. Natomiast kiedy idę w góry, biorę apteczkę, koc termiczny, który nic nie waży, biorę dodatkową wodę. Nie robię tego z myślą o sobie, chociaż oczywiście też, ale myślę o ludziach, których mogę spotkać w trudnej sytuacji i to oni będą potrzebować mojej pomocy i mojego przygotowania. Jak opowiadam o tym znajomym, to to jest bardzo odkrywcze, że przygotowuję się nie tylko na to, że mi się coś stanie, ale że mogę spotkać kogoś, kto może potrzebować pomocy.
Czyli to jest dobra praktyka, którą warto powielać. Jakich jest 5 podstawowych zasad bezpieczeństwa, które powinien pamiętać każdy, kto wychodzi w góry?
Po pierwsze, to musimy wiedzieć, gdzie chcemy iść i jak będzie przebiegać trasa naszego przejścia. Trzeba poinformować o tym kogoś bliskiego, kto zostaje na nizinach. W dniu przejścia, ale też dzień wcześniej, musimy sprawdzić warunki pogodowe, żebyśmy zawsze byli przygotowani na wiatr i na deszcz, i na obniżenie temperatury, nawet, kiedy warunki pogodowe są dobre. Mówię tutaj o wzięciu dodatkowej kurtki lub bluzy. Ważne, żeby ustalić sobie godzinę zero, czyli jeżeli nie wrócę do godziny 21, nie dam znaku, że jest okej, że mam jakieś opóźnienie, to osoba, która została w domu ma zawiadomić GOPR, jaką trasą ten znajomy planował przejść. Trzeba zabrać ze sobą zapas jedzenia - kanapki, czekolada, zapas wody. Trzeba wziąć dobrze wyposażoną apteczkę, czyli musi być w niej coś, co może zabezpieczyć uraz, krwotok i wspomniany już koc termiczny. Coś co nie jest na wyposażeniu apteczki, ale szczególnie teraz, w sytuacji pandemicznej i co warto mieć to rękawiczki jednorazowe oraz specjalny, kosztujący 7 złotych, ustnik do resuscytacji. Konieczny jest naładowany telefon, power bank, a najlepiej dwa. Zainstalowana aplikacja Ratunek, która działa tak, że dwoma kliknięciami jesteśmy w stanie wysłać do najbliżej zlokalizowanych ratowników informację, że potrzebujemy pomocy. Nasz telefon automatycznie wchodzi wtedy w tryb wysyłania sygnału GPS, więc ratownik wie, gdzie ma dotrzeć.
Gdybyśmy nie mieli aplikacji, pod jaki numer powinniśmy dzwonić?
Na stronie GOPR możemy to szybko znaleźć: 985 albo 601 100 300. To są numery ratunkowe w górach.
Zapamiętajmy ten numer, albo najlepiej od razu wpiszmy go do telefonu, szczególnie jeżeli planujemy wybrać się w góry. O jakiej najtrudniejszej akcji GOPR słyszałeś?
Chciałbym usłyszeć od ratowników o najtrudniejszych zadaniach i akcjach, natomiast kiedy zadaję swoim przyjaciołom z GOPR-u to pytanie, to oni mówią, że każda akcja jest trudna, bo to walka o czyjeś zdrowie lub życie. Często mówią, że najtrudniejsza jest pierwsza akcja. Twierdzą, że nie powinni odpowiadać na to pytanie, bo nie chodzi o to, żeby budować poczucie, że są jakimiś szczególnymi bohaterami. Oni czują, że wykonują swoją pracę i swoje obowiązki. Żeby uszanować ich zdanie nie będę opowiadać najtrudniejszych akcji, ale opowiem, czym ogólnie się zajmują. Jest to szereg działań ratowniczych - poszukiwania, gdy ktoś zaginie, akcje, w których ktoś doznał urazu, czasami są to lekkie urazy, które uniemożliwiają zejście z góry. W zimie taki uraz, który wydaje się lekki - na przykład skręcona kostka albo złamanie, które na nizinach nie byłoby groźne - w górach jest to sytuacja zagrażająca życiu. Trzeba do takiego człowieka bardzo szybko dotrzeć, zadbać o jego komfort termiczny i sprowadzić go na dół. Jest to też praca w miejscach, gdzie schodzą lawiny. Wydaje się, że to dotyczy tylko gór wysokich, Tatr, ale one też zdarzają się w innych miejscach. Czasami ktoś dostaje udaru, zawału, mdleje. Karetka nie dotrze na szczyt Turbacza albo w inny rejon górski, a ratownicy nie tylko dotrą, ale udzielą też profesjonalnej pomocy poszkodowanemu.
Skoro mowa o karetce, bo właśnie na nią założyłeś zrzutkę, to ta zrzutka była już rok temu. Zakończyła się sukcesem. Chcieliście zebrać 85, a zebraliście ponad 95 tysięcy. Wspomniałeś, że to była część kosztów. Ile taka karetka w zasadzie kosztuje?
260 tysięcy złotych. Mniej więcej tylko kosztuje zakup i dostosowanie samochodu terenowego do tego, żeby mógł pełnić rolę karetki. Czyli, żeby mógł transportować poszkodowanego i może być takim przenośnym magazynem na sprzęt medyczny. Musi być w nim apteczka z defibrylatorem, który pozwala wznowić akcję serca, urządzenie do automatycznego masażu serca, zestaw tlenowy, mechanizm, który pozwala współpracować ze śmigłowcem. W ubiegłym roku w lutym, sytuacja wyglądała tak, że Grupa Podhalańska miała większość tych środków, brakowało właśnie 85 tysięcy złotych. Część była zebrana od sponsorów, było tam spore wsparcie Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska. Cały kłopot polegał na tym, że ta karetka była potrzebna tu i teraz, bo kończył się czas eksploatacji samochodu, który służył na tym terenie. Auta niby można naprawiać, remontować i one służą bardzo długo, ale w przypadku ratownictwa, a szczególne ratownictwa górskiego, absolutnie ważna jest niezawodność. W momencie, kiedy w normalnym użytku ten samochód może funkcjonować, to nie może już funkcjonować jako karetka górska. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której do mnie, albo do mojego dziecka jedzie ekipa ratownicza i przez coś tak niedorzecznego, jak brak środków na to, żeby mieć nowoczesny, dobrze dostosowany samochód, ta pomoc nie dociera albo dociera później niż by mogła. Biorąc pod uwagę to, że ratownicy pracują za darmo, pomyśleliśmy w Szlachetnej Paczce, z Kasią, która mi pomagała, że to jest w ogóle jakiś absurd, że oni się tym zajmują. To nie ratownicy powinni martwić się tym, czy mają sprzęt do ratowania. To jest powinność nas wszystkich. Brakowało 85 tysięcy złotych. Wydawało nam się to czymś absurdalnie małym, biorąc pod uwagę, że ten samochód ratuje ludzkie życie. Jak sobie myślę, że oni się z tym mierzyli, że brakowało im 85 tysięcy, żeby móc profesjonalnie wykonywać swoją pracę, to trochę mi się nie mieści w głowie, że taka sytuacja mogła mieć miejsce. Dobrze, że pojawiła się ta zrzutka, wiele osób się zaangażowało i 16 lutego zrzutkę zamknęliśmy, od razu zrobiliśmy szybki przelew do Grupy Podhalańskiej. W połowie marca samochód był gotowy i wjechał na szlak.
No właśnie, przypomnijmy. Dzięki tobie 1639 osób zaangażowało się w to, aby tę kwotę szybko zebrać.
Zakładaliśmy, że ta zbiórka będzie trwała około miesiąc i że będzie można ten zakup zrealizować w połowie kwietnia. Okazało się, że te ponad 1600 osób wsparło zrzutkę w 6 dni. Zebraliśmy 10 tysięcy więcej. Zostały one przeznaczone na dodatkowe wyposażenie tego samochodu. Większość osób, które to wsparły i zechciały ujawnić swoje imię, nazwisko, albo pseudonim, od kilku tygodni mogą je zobaczyć na tablicy, która wisi na nowej goprówce na szczycie Turbacza.
Miałeś wiele opcji przy organizowaniu tej akcji. Dlaczego wybraliście zrzutkę?
Powodów było kilka. Myślę, że zrzutka - dzisiaj, jeżeli chodzi o tego typu serwisy - jest najbardziej intuicyjna. Model rozliczenia jest najbardziej transparentny. Zapewniacie duże bezpieczeństwo wpłacającemu. Kiedy organizowaliśmy zbiórkę był też taki okres, gdzie było kilka głośnych akcji, w których ktoś zebrał pieniądze, a one ostatecznie do niego nie trafiły. Zrzutka pozwalała mi nie tłumaczyć się, czy wszystko jest prawdziwe, ponieważ najpierw trzeba było zweryfikować się dowodem osobistym, później było też potrzebne opieczętowane, formalne pismo od GOPR, że rzeczywiście mnie znają, że zbieram te środki dla nich. Jest to kilka elementów: atrakcyjność produktu, łatwo ją założyć i się do niej dołożyć, transparentność, odpowiednia weryfikacja osoby, która zrzutkę organizuje, zaplecze, które sprawia, że ta zrzutka dobrze wygląda, czyli można dodać film, zdjęcia. Wpłacający mogą zostawiać swoje komentarze, mogą wpłacać anonimowo, ale też jawnie. No i wsparcie dla was jest dobrowolne. Miałem takie poczucie, że jak będziemy się chcieli odwdzięczyć zrzutce.pl, to będę mógł to zrobić z prywatnych środków, a nie ze środków darczyńcy. Różnie to wygląda u konkurencji. Ja dzisiaj z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że w mojej opinii zrzutka jest najlepsza w Polsce.
Bardzo miło mi to słyszeć. Przekażę to zespołowi, który ciężko na to pracuje.
Dodam jeszcze jedną rzecz. Pamiętam, że przepływ informacji i komunikacja, kiedy musiałem się zweryfikować, były bardzo szybkie. Odpowiedzi dostawałem w 15-20 minut. Byliśmy pod dużym wrażeniem. Czułem się bardzo dobrze obsłużony.
Bywają momenty, kiedy trudno te standardy utrzymać, ale są też chwile, kiedy jesteśmy w stanie szybko pomóc. Jedna z osób, która was wspierała, użyła narzędzia, które nie jest takie oczywiste, ale daje ciekawe informacje i można je wykorzystać przy każdej zrzutce. To narzędzie to adres śledzący. Z tego adresu wpłynęła kwota 37 305 złotych od 643 osób. Kto sprawił, że tyle osób trafiło na tę akcję i wpłaciło tyle pieniędzy?
Sukces tej zbiórki polegał także na tym, że zdecydował się ją wesprzeć Michał Szafrański - bloger, autor książek dotyczących oszczędzania i zarządzania swoim budżetem. Na początku zwróciliśmy się do Michała, żeby pomógł nam zaplanować promocję i komunikaty tej zrzutki, bo on się na tym zna i jest jednym z lepszych specjalistów w Polsce. Szybko okazało się, że Michał ma osobistą historię związaną z GOPR-em, bo kiedyś na stoku bardzo poważnie połamał nogi. Doszedł do pełnego zdrowia. Ale było to możliwe między innymi dlatego, że na tym stoku bardzo szybko pojawił się GOPR i bardzo profesjonalnie zaopiekował się tym złamaniem i przekazał Michała do ratownictwa medycznego już na dole. Wtedy też zdecydował, że poprosi czytelników swojego bloga jakoszczedzacpieniadze.pl, że jeżeli chcą mu złożyć życzenia urodzinowe, to mogą to zrobić w niestandardowej formie i wesprzeć zbiórkę, którą zorganizowaliśmy. Wpływ Michała na polską społeczność internetową jest bardzo duży. Wiele komentarzy pod zrzutką ma hashtag #szafranskiteam albo jest napisane “Wszystkiego najlepszego, Michał” albo “Z akcji Michała Szafrańskiego” i rzeczywiście te linki śledzące to świetne narzędzie, które pozwala nam sprawdzić, co w zrzutce lepiej działa, ale daje też osobistą satysfakcję, że naszą zrzutkę udostępniacie. Chcę bardzo podziękować Michałowi, bo oprócz tego, że zachęcił swoich czytelników, żeby tę zrzutkę wsparli, to sam przekazał na nią bardzo dużą kwotą, dając przykład. Michał pomaga nam też w Szlachetnej Paczce. To niesamowita postać. Myślę, że można o nim powiedzieć to samo, co o ratownikach GOPR-u, tylko, że ratownicy są w górach, a on jest w Internecie.
I Michał ratuje nasze finanse. Jeżeli kiedykolwiek traficie na zrzutkę i będziecie ją chcieli udostępnić, to możecie skorzystać z adresu śledzącego. Pod paskiem dostępu jest przycisk “Więcej”, są tam różnego rodzaju dodatki. Między innymi “Śledź”, które umożliwia stworzenie adresu śledzącego, ale można także pobrać kod QR albo plakat, jeżeli chcielibyście pomóc bardziej offline. Kolejną odsłoną adresu śledzącego jest tworzenie skarbonek do zrzutki, o ile organizator włączył taką opcję. Każdy może taką stworzyć i widzieć, ile jemu i darczyńcom udało się zebrać. Na koniec chciałbym jeszcze zapytać, co łączy GOPR i TOPR?
Historia. Kiedyś to była jedna organizacja, a z czasem też przez nieznacznie różniącą się specyfikę gór te organizacje się podzieliły i teraz ze sobą blisko współpracują. Pytałeś o spektakularną akcję GOPR - to właśnie Grupa Podhalańska, którą wsparliśmy, brała udział w akcji na Giewoncie, kiedy rozpętała się tam burza, a na szczycie było bardzo dużo ludzi. Wtedy ratownicy z Podhala dołączyli do toprowców, żeby pomóc przeprowadzić tę akcję. Tatry to mała powierzchnia, ale wysokie góry i to ratownictwo nieznacznie się różni, a GOPR zajmuje się terenem, gdzie góry nie są tak wysokie, ale powierzchnia jest bardzo duża. Ich działania rozciągają się na całej południowej i południowo-zachodniej granicy. To jest bardzo duży obszar terenu górskiego i lasów, które obsługuje kilka grup GOPR. Standardy ratownictwa są bardzo podobne. W Tatrach są często akcje z użyciem śmigłowca. W przypadku GOPR dzieje się to znacznie rzadziej, ale używa się quadów i samochodów terenowych. Łączy ich historia, przysięga ratownicza, etos ratowniczy, bardzo podobne umiejętności. Różni ich teren działania i specyfika gór, bo w Tatrach na przykład liczba akcji z użyciem technik linowych jest większa.
Na zrzutce jest wiele akcji mających wesprzeć TOPR. I niedługo będziecie mogli posłuchać podcastu właśnie z ich przedstawicielem. Konradzie, serdecznie ci dziękuję. Czy chciałbyś coś dodać?
Myślę, że to co jest ważne, to że ta zrzutka oprócz samochodu, dała ratownikom poczucie, że każda złotówka była wpłacona na samochód, ale też doceniała ich pracy. Wbrew pozorom oni tego nie słyszą pochwał zbyt często, a myślę, że powinni. Pod tym kątem i w ich imieniu chciałem podziękować każdemu, kto tę zrzutkę wsparł, a zrzutce.pl za to, że istnieje. Ten samochód jeździ również dzięki Wam.
Ja dziękuję, że istnieją tacy organizatorzy, jak ty i ludzie, którzy chcą wspierać innych nie tylko finansowo. A jeżeli finansowo, to zawsze mogą to robić za naszym pośrednictwem.
W poprzednim w wpisie z serii, gościem Tomka Chołasta była Kamila Pokora, Członek Komendy Hufca ZHP Pabianice, która opowiedziała o niezwykłej stanicy harcerskiej w Bieszczadach, roli harcerstwa w obecnych czasach i swoich najwspanialszych wspomnieniach. Zapraszamy do słuchania, komentowania i subskrybowania na anchor.fm/zrzutkapl oraz Spotify.